Karin Stanek  

nie miała spokojnego, beztroskiego dzieciństwa. Urodziła się w Bytomiu 18.08.1943, w wielodzietnej rodzinie i po ukończeniu szkoły podstawowej musiała pomóc mamie w wychowaniu młodszego rodzeństwa, podjąć obowiązki małej pani domu. Jedynie w wolnych chwilach czytała i marzyła.

A kiedy pewnego dnia dostała do rąk gitarę, to oszalała na jej punkcie i... sama uczyła się grać. Pomagała jej jedynie mama i różni znajomi. Nie było jej stać na prawdziwą naukę.

Zdołała się jednak nauczyć sporo, skoro zaczęto ją zapraszać na przeróżne wycieczki, uroczystości – tam odżywała, grała i śpiewała, zdobywając w Bytomiu coraz większą rzeszę wiernych słuchaczy.

Tak minęło kilka lat i jak już dzieci nie wymagały stałej opieki, postanowiła pomóc mamie finansowo. Rodzina nie radziła sobie i trzeba było coś z tym zrobić. Podrobiła więc swoją datę urodzenia i zgłosiła się do pracy jako goniec w dużej firmie. Wolny czas dzieliła między pomoc w domu a próby i występy z zespołem muzycznym, do którego dołączyła.

Nie wiadomo, jak by się dalej potoczyły losy małej Karin, gdyby nie jej chłopak, który namówił ją do wzięcia udziału w konkursie „Szukamy młodych talentów” zorganizowanym przez zespół „Czerwono-Czarni”.

Początkowo Karin nawet nie chciała o tym słyszeć, bo uważała, że zupełnie nie ma szans. Ale wreszcie uległa i pojawiła się na ostatnim terminie konkursu na Śląsku w marcu 1962 roku.

I tu się wszystko zaczęło. Kiedy Karin wyskoczyła na scenę, zaśpiewała i zatańczyła, to sala wpadła w szal ? Komisja była w szoku.

Natychmiast dostała angaż do „Czerwono-Czarnych” jako solistka.

Ale ona nie była pewna, czy powinna to zrobić. Miała przecież pracę, nie mogła zostawić mamy samej z dziećmi. Na szczęście mama zawsze ją wspierała i to dzięki jej namowie zdecydowała się w końcu wyjechać z domu.

Od tej pory Karin zaczęła nowe życie. Jej kariera wybuchła jak wulkan. Ta mała dziewczyna z warkoczykami, w białej bluzce i czarnych spodniach, z ogromną gitarą, zawojowała całą Polskę. Okładki gazet, programy radiowe i telewizyjne, koncerty i nagrania nowych piosenek, które w szybkim tempie stawały się hitami i które śpiewała cała Polska. To wszystko było dla niej jak sen. Ale szybko sobie z tym poradziła, nie wpadła w szaleństwo zakupów, nie nadużywała tego szczęścia, które nagle zgotował jej los.

Od samego początku, przez wszystkie kolejne lata, wysyłała większość zarobionych pieniędzy mamie na utrzymanie rodziny. To dzięki niej młodsze rodzeństwo mogło mieć spokojne i beztroskie dzieciństwo, którego nie miała ona sama. Sobie zostawiała tyle, ile było jej potrzebne, aby żyć na pewnym poziomie, kupować odpowiednie stroje na scenę. Nie odkładała dla siebie pieniędzy na przyszłość, nie kupiła samochodu, żyła bardzo skromnie.

Zapisała się natomiast do zaocznego liceum i uczyła się przez kilka lat w przerwach miedzy koncertami i nagraniami, aby wreszcie po kilku latach odebrać upragnione świadectwo maturalne. Dopięła tego sama, zupełnie sama !!! Niech nikt nie myśli, że potraktowano ją ulgowo na egzaminie maturalnym – wprost przeciwnie, znaleźli się tacy, którzy chcieli jej zaszkodzić. No cóż, nic nowego. Ludzi zawistnych wszędzie jest pod dostatkiem. Ale nie udało im się, bo była przygotowana bardzo dobrze.

 

Mijały lata, pojawiały się kolejne szlagiery Karin. Nigdy nie grała gwiazdy, zawsze pozostała skromną, sympatyczną dziewczyną z sąsiedztwa. Nie biegała po imprezach, nie balowała, nie zabiegała o popularność. Miała grono swoich zwolenników, wspaniałe poparcie w prasie ze strony Stefana Kisielewskiego, czy Jerzego Waldorffa, ale miała też przeciwników.

No cóż, prawdziwy artysta tak po prostu ma.

W 1969 roku musiała odejść od „Czerwono-Czarnych”, ponieważ otrzymała najwyższą stawkę za koncert, co nie bardzo podobało się zespołowi.

Zaczęła sama starać się o swoje piosenki, prasę, radio, telewizje i koncerty. To ogromna praca i było jej bardzo trudno się w tym odnaleźć.

Poznałam Karin akurat dokładnie tego lata. Właśnie skończyłam studia, uzyskałam dyplom i byłam wolna. Postanowiłam jej pomóc, bo zawsze bardziej interesował mnie świat artystyczny niż bieganie w charakterze inspektora nadzoru po budowach.

Miałam podstawy muzyczne, potrafiłam zapisywać kompozycje Karin w nutach – i tak zaczęła się nasza wieloletnia współpraca i przyjaźń.

Załatwiałam więc jej nagrania, towarzyszyłam w trasach koncertowych, dbałam o pokazanie się w telewizji, nawet szyłam jej stroje na scenę …

Nagrała sporo swoich własnych kompozycji – „Wierny wiatr”, „Jestes znowu przy mnie”, „Szukaj mnie, no szukaj mnie „  i wiele innych … 

Część z nich udało się nam nagrać w studio radiowym i zaprezentować w telewizji, inne powstały tylko z samą gitarą i nie doczekały się nagrań studyjnych – a szkoda. No cóż, trudności piętrzyły się i były nie do przeskoczenia.

W tym czasie Karin jeździła wielokrotnie na kilkumiesięczne tournee po Związku Radzieckim z całą grupą naszych gwiazd estrady, miała tournee po Węgrzech i przede wszystkim niezliczoną ilość koncertów telewizyjnych i estradowych w NRD. Był taki okres, kiedy wszystkie weekendy śpiewała w NRD, wiec byłyśmy wiecznie w drodze.

Rodzina Karin wyjechała legalnie do Niemiec Zachodnich po kilkuletnich staraniach w 1972 roku. Karin, jako jedyna z rodziny, nie starała się o ten wyjazd i nie chciała nigdzie wyjechać. Kochała Polskę, Śląsk, Bytom i przede wszystkim swoją wierną, wspaniałą publiczność. Śpiewanie zawsze sprawiało jej radość.

Publiczność wprawdzie zawsze kochała Karin, ale zawistni przeciwnicy nie spali. Wreszcie udało się jakiemuś niegodziwcowi ją skrzywdzić. Napisał w jakiejś gazecie, że wygwizdano ją na koncercie i powtórzyły to inne gazety. Nagle przestano ją zapraszać do programów radiowych i telewizyjnych, no i coraz trudniej było załatwiać dla niej koncerty w kraju. Mam nadzieję, że ten niegodziwiec, który wyrządził Karin taką krzywdę, odpokutował za to.

Borykając się z trudnościami w Polsce, postanowiłyśmy spróbować wydostać się na Zachód.

W 1976 roku wyjechałam sama do Wiednia, nie znając jeszcze wtedy języka niemieckiego i odwiedziłam agencję artystyczną, w której wydeklamowałam z pamięci życiorys Karin i poparłam jej zdjęciami i nagraniami. Szef agencji zainteresował się natychmiast i wysłał telex do Pagartu z terminem występu Karin w wiedeńskiej dyskotece już za 3 dni. Przyjechała ! Zaśpiewała i zdobyła serca publiczności oraz dwóch menedżerów natychmiast.

Wiedeński menedżer dał jej od ręki termin następnego występu, a niemiecki zaproponował nagranie piosenek. Wróciłyśmy do Polski z kontraktami w ręku. I tak zaczęła się praca Karin na Zachodzie.

Pojechałyśmy na kolejny kontrakt do Wiednia, Karin zrobiła próbne nagrania w Niemczech i dostała propozycję nagrania płyty.

Ponieważ miała już wcześniej podpisany kontrakt na pół roku w Chicago, więc śpiewała tam te pól roku. Wróciła już nie do Polski, ale prosto na nagrania do Niemiec. Dostała do opracowania 12 zupełnie nowych piosenek w języku niemieckim. Uczyła się dniami i nocami, aż po miesiącu je nagrała.

Tak powstała jej pierwsza płyta w Niemczech.

Później były programy telewizyjne, dobra prasa i koncerty, a jej piosenki pojawiały się na listach przebojów. Jej kariera nabierała tempa, wszystko szło w najlepszym kierunku. Wszędzie ją podziwiano za niezwykły glos, temperament i pracowitość. Pięła się w górę !

W 1981 roku nagrała 3 single w języku angielskim, umowa została podpisana 10 grudnia 1981 roku, a płyty miały ukazać się na rynku w styczniu 1982 roku.

I tu niestety po raz wtóry system panujący w Polsce załamał jej karierę.

Jak wiadomo, w grudniu został ogłoszony w Polsce stan wojenny, a w styczniu zmarła moja mama w Łodzi i przyjechałam na pogrzeb. Nie mogłam wydostać się z kraju przez pól roku. Promocja nowych płyt Karin w Niemczech legła w gruzach, bo nie miał się tym kto zając. Ja byłam jej menedżerką. Nie miała też koncertów i kończyły się środki utrzymania, kończyła się też ważność jej wizy na pobyt w Niemczech. W takiej sytuacji nie miała wyjścia i pojechała do miasta, w którym mieszkała w okolicach Hannoveru jej rodzina i poprosiła o niemieckie obywatelstwo. Dostała obywatelstwo, a wraz z tym pełną pomoc finansową od państwa niemieckiego. Nigdy jednak nie zrzekła się obywatelstwa polskiego.

Kiedy wróciłam po pół roku wreszcie do Kolonii, okazało się, że płyta jest już „stara” i nie można z nią nic zrobić, a Karin mieszka 400 km od Kolonii i musi zaliczyć obowiązkowy roczny kurs języka niemieckiego, jako nowa obywatelka. Takie były przepisy i nic nie można było zmienić.

Starałam się załatwiać dla niej jeszcze jakieś koncerty, nagrania, występy w telewizji, ale mogła przyjeżdżać tylko w wolne weekendy, albo ferie.

A ja też musiałam z czegoś żyć, więc musiałam podjąć pracę. Pomógł mi w tym zaprzyjaźniony z nami do dnia dzisiejszego Heinz Jurgens, wtedy właściciel największej wytwórni kaset muzycznych w Niemczech. Od początku był zafascynowany Karin i sponsorował jej przeróżne przedsięwzięcia. 

Karin nawiązała też w swoim mieście kontakt z niemieckim menedżerem, który na ich terenie załatwiał jej różne występy.

W 1991 roku udało mi się namówić Karin do wyjazdu na koncert „dinozaurów” w Sopocie. Zabrała swoja mamę i pojechałyśmy. To było niesamowite przeżycie, po 15 latach nieobecności publiczność sopocka zgotowała jej taką owację na stojąco, że wszyscy płakali ze wzruszenia. Zresztą Karin też nie mogła wydobyć z siebie słowa.

Od tej pory dosyć często przyjeżdżała na różne koncerty w kraju, ciesząc się jak dziecko z każdego takiego wyjazdu. Tutaj była jej publiczność, tutaj czekali na nią liczni fani. Była szczęśliwa, odżywała, nabierała energii. Często zabierałyśmy ze sobą na te koncerty mamę Karin. 

Miała w tym czasie również wiele programów telewizyjnych.

Ostatni raz Karin śpiewała w Polsce w 2005 roku. Kiedy z nią rozmawiałam telefonicznie, mówiła, że jest już zmęczona, praca na scenie bardzo ją wyczerpuje, bo przecież ona nie może stać i śpiewać, tylko musi tańczyć. A niestety z upływem czasu już nie miała tyle siły, co kiedyś.

Skarżyła mi się też, ze jest w Niemczech bardzo samotna, stały kontakt ma tylko z ukochaną mamą, która mieszka w pobliżu, a rodzeństwo niezbyt się nią interesuje. Każdy z nich żyje własnym życiem.

Jeszcze w latach 90-tych zaopiekowała się córeczką zmarłej młodszej siostry. Nawet przez jakiś czas dziewczynka mieszkała z nią, ale Karin prowadziła artystyczny tryb życia, często wyjeżdżała i niestety nie mogło to wiecznie trwać. Od tej pory mieszkała już zawsze sama.

Od 2007 roku Karin podupadła na zdrowiu, chorowała, czasem nawet wymagała opieki. Gdyby mieszkała w Polsce, gdzie miała mnóstwo fanów i przyjaciół, pewno nie czuła by się taka samotna i łatwiej by znosiła różne dolegliwości. Ale nie mogła wrócić do kraju z uwagi na mamę. Zawsze mówiła, że póki jej mama żyje, to ona jej nie zostawi. Mama ma 90 lat i żyje nadal.

W drugiej połowie stycznia tego roku Karin zabrało pogotowie do szpitala z objawami ostrego zapalenia płuc i gorączką 40 stopni. Gorączka nie opadała, organizm nie chciał się bronić. W ostatnim czasie była karmiona przez rurkę i oddychała przy pomocy aparatury. Dusiła się. Ostatnie jej słowa :

„bardzo się męczę i proszę Boga, aby mnie już zabrał …”

Zmarła 15 lutego 2011 o godzinie 7 rano. Zawsze kipiąca zdrowiem i energią, nagle zgasła …

Pochowana została 19 lutego na cmentarzu katolickim w mieście, w którym spędziła ostatni rozdział swojego życia. Już nie cierpi i z pewnością uśmiecha się do nas ….

Anna Kryszkiewicz

          

 

                                                         

                                                      Gwiazda Karin Stanek w Opolu                                
               

 Odsłonięcie gwiazdy Karin Stanek w Opolu

 

 

Nach oben